21 stycznia 2016

przyjaciele z przywilejami


...uważam, że kiedyś dużo prościej było stworzyć normalny, zdrowy związek. Ludzie byli mniej rozwydrzeni i bardziej odpowiedzialni. Stąpali twardo po ziemi i mieli zasady, które były dla nich świętością. Nie mówię o czasach, kiedy to rodzice wybierali partnerów swoim dzieciom, bo dla mnie to był absurd i ogromna ludzka tragedia. Mam na myśli późniejsze czasy, kiedy to istniał już przywilej samodzielnego wybierania sobie męża/żony. Wszystko było proste, jasne i oczywiste. Ludzie łączyli się w pary, a po pewnym czasie pobierali się. Mężczyźni szanowali kobiety, nie bawili się ich uczuciami i przede wszystkim brali odpowiedzialność za swoje czyny, a kobiety były wierne jednemu mężczyźnie. Człowiek albo był w związku, albo był wolny. Wszystko było ułożone, toczyło się według z góry ustalonego schematu i moim zdaniem to było dobre. Dzisiaj świat oszalał i szczerze mówiąc już nie bardzo nadążam za rodzajami związków, których codziennie przybywa- wolny związek, związek bez zobowiązań, trudny związek, kochankowie, relacja partnerska, to skomplikowane i chyba moja ulubiona kategoria- friends with benefits- przyjaciele z przywilejami :) Nie wiem czy bardziej mnie to śmieszy, czy smuci. Ludzie wymyślają sobie te wszystkie rodzaje relacji, bo zwyczajnie boją się zaangażowania, albo są na tyle wygodni, że uznają tylko blaski płynące z relacji z drugą osobą, umiejętnie omijając cienie. Nie rozumiem osób, które godzą się na takie relacje. Dwoje ludzi spotyka się tylko dla przyjemności, na jasno określonych zasadach. W nocy są tylko dla siebie, a w dzień są wolni i mogą robić, co chcą. Spotykają się od czasu do czasu, a potem zapominają o swoim istnieniu, a kiedy pojawia się jakikolwiek problem, to nigdy nie można na tą drugą osobę liczyć, bo przecież układ jest jasny. Bardzo to wygodne, bardzo płytkie i jednocześnie bardzo bolesne. Zawsze, prędzej czy później przyjdzie taki dzień, kiedy jedna ze stron zaangażuje się bardziej i będzie chciała czegoś więcej….i wtedy czar pryśnie…i zostanie tylko niesmak i żal…Cały urok bycia z kimś polega właśnie na budowaniu, na zaangażowaniu, na poznawaniu się, na poczuciu, że jesteśmy dla tej osoby kimś więcej niż tylko spełnieniem seksualnych potrzeb i pragnień. Nie rozumiem, jak ludzie mogą świadomie się tego pozbawiać, tłumacząc się wygodą. Mówią, że cenią sobie swoją samotność, swoją przestrzeń, swoją wolność…kwestia wyboru i priorytetów, ale czy można zjeść ciastko i jednocześnie mieć ciastko? W życiu najpiękniejsza jest miłość. Prawdziwy związek na dobre i na złe, a nie zabawa. To bardzo proste - albo z kimś jesteśmy, albo nie jesteśmy. Nie da się być z drugą osobą na pół gwizdka. Nie da się zbudować prawdziwej relacji, jeśli będziemy unikać jakiejkolwiek odpowiedzialności. Smutny jest seks bez miłości. Przygnębiające jest bycie z kimś, tylko dla samego zaspokojenia potrzeb. To chora i wyniszczająca relacja. W prawdziwym, zdrowym związku chodzi właśnie o zobowiązania, o odpowiedzialność, o bliskość i przywiązanie, a nie o to, żeby iść na łatwiznę – jestem z tobą i jest fajnie, dobrze się bawimy, miło spędzamy czas, ale nie oczekuj niczego ode mnie, o nic nie proś, niczego nie wymagaj i nie żądaj, bo przecież jesteśmy w związku (więc mogę uprawiać z tobą seks kiedy chcę) bez zobowiązań (nie chciej niczego ode mnie, bo niczego ci nie obiecywałem). Nie rozumiem dzisiejszych relacji międzyludzkich, i choć pewnie brzmię teraz jak emerytowana fanatyczka w berecie z anteną, zatwardziale pilnująca krzyża pod Pałacem Prezydenckim, to jestem przeciwna temu całemu rozwydrzeniu żałośnie uznawanemu za przywilej naszych czasów. Ale chyba jeszcze bardziej jestem przeciwna brakowi szacunku, nie tyle dla drugiego człowieka, ile dla siebie samego. Ludzie powinni się bardziej szanować, znać swoją wartość i mieć świadomość, że zasługują na to, żeby kochać i być kochanymi….zasługują na budowanie zdrowej relacji z drugim człowiekiem. Naprawdę stać nas na coś więcej, niż przygodny seks bez zobowiązań z przyjacielem z przywilejami...