...uważam,
że kiedyś dużo prościej było stworzyć normalny, zdrowy związek. Ludzie byli
mniej rozwydrzeni i bardziej odpowiedzialni. Stąpali twardo po ziemi i mieli
zasady, które były dla nich świętością. Nie mówię o czasach, kiedy to rodzice
wybierali partnerów swoim dzieciom, bo dla mnie to był absurd i ogromna ludzka
tragedia. Mam na myśli późniejsze czasy, kiedy to istniał już przywilej
samodzielnego wybierania sobie męża/żony. Wszystko było proste, jasne i
oczywiste. Ludzie łączyli się w pary, a po pewnym czasie pobierali się.
Mężczyźni szanowali kobiety, nie bawili się ich uczuciami i przede wszystkim
brali odpowiedzialność za swoje czyny, a kobiety były wierne jednemu mężczyźnie.
Człowiek albo był w związku, albo był wolny. Wszystko było ułożone, toczyło się
według z góry ustalonego schematu i moim zdaniem to było dobre. Dzisiaj
świat oszalał i szczerze mówiąc już nie bardzo nadążam za rodzajami związków,
których codziennie przybywa- wolny związek, związek bez zobowiązań, trudny
związek, kochankowie, relacja partnerska, to skomplikowane i chyba moja
ulubiona kategoria- friends with benefits- przyjaciele z przywilejami :) Nie wiem czy bardziej mnie to śmieszy, czy smuci. Ludzie wymyślają sobie te
wszystkie rodzaje relacji, bo zwyczajnie boją się zaangażowania, albo są na
tyle wygodni, że uznają tylko blaski płynące z relacji z drugą osobą,
umiejętnie omijając cienie. Nie rozumiem osób, które godzą się na takie
relacje. Dwoje ludzi spotyka się tylko dla przyjemności, na jasno określonych
zasadach. W nocy są tylko dla siebie, a w dzień są wolni i mogą robić, co chcą.
Spotykają się od czasu do czasu, a potem zapominają o swoim istnieniu, a kiedy
pojawia się jakikolwiek problem, to nigdy nie można na tą drugą osobę liczyć,
bo przecież układ jest jasny. Bardzo to wygodne, bardzo płytkie i jednocześnie
bardzo bolesne. Zawsze, prędzej czy później przyjdzie taki dzień, kiedy jedna
ze stron zaangażuje się bardziej i będzie chciała czegoś więcej….i wtedy czar
pryśnie…i zostanie tylko niesmak i żal…Cały urok bycia z kimś polega właśnie na
budowaniu, na zaangażowaniu, na poznawaniu się, na poczuciu, że jesteśmy dla
tej osoby kimś więcej niż tylko spełnieniem seksualnych potrzeb i pragnień. Nie
rozumiem, jak ludzie mogą świadomie się tego pozbawiać, tłumacząc się wygodą.
Mówią, że cenią sobie swoją samotność, swoją przestrzeń, swoją wolność…kwestia
wyboru i priorytetów, ale czy można zjeść ciastko i jednocześnie mieć ciastko? W
życiu najpiękniejsza jest miłość. Prawdziwy związek na dobre i na złe, a nie
zabawa. To bardzo proste - albo z kimś jesteśmy, albo nie jesteśmy. Nie da się
być z drugą osobą na pół gwizdka. Nie da się zbudować prawdziwej relacji, jeśli
będziemy unikać jakiejkolwiek odpowiedzialności. Smutny jest seks bez miłości.
Przygnębiające jest bycie z kimś, tylko dla samego zaspokojenia potrzeb. To
chora i wyniszczająca relacja. W prawdziwym, zdrowym związku chodzi właśnie o
zobowiązania, o odpowiedzialność, o bliskość i przywiązanie, a nie o to, żeby
iść na łatwiznę – jestem z tobą i jest fajnie, dobrze się bawimy, miło spędzamy
czas, ale nie oczekuj niczego ode mnie, o nic nie proś, niczego nie wymagaj i
nie żądaj, bo przecież jesteśmy w związku (więc mogę uprawiać z tobą seks kiedy
chcę) bez zobowiązań (nie chciej niczego ode mnie, bo niczego ci nie
obiecywałem). Nie rozumiem dzisiejszych relacji międzyludzkich, i choć pewnie
brzmię teraz jak emerytowana fanatyczka w berecie z anteną, zatwardziale pilnująca
krzyża pod Pałacem Prezydenckim, to jestem przeciwna temu całemu rozwydrzeniu
żałośnie uznawanemu za przywilej naszych czasów. Ale chyba jeszcze bardziej
jestem przeciwna brakowi szacunku, nie tyle dla drugiego człowieka, ile dla
siebie samego. Ludzie powinni się bardziej szanować, znać swoją wartość i mieć
świadomość, że zasługują na to, żeby kochać i być kochanymi….zasługują na budowanie
zdrowej relacji z drugim człowiekiem. Naprawdę stać nas na coś więcej, niż
przygodny seks bez zobowiązań z przyjacielem z przywilejami...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz