Wieczory skłaniają do
przemyśleń. Kiedy po całodziennym zamęcie przepełnionym głosami, dźwiękami,
twarzami, rozmowami
i pędem zapada wieczorna cisza mamy czas i chęci, by
analizować bieżące wydarzenia, podejmować decyzje, zastanawiać się nad tym co
było i marzyć o tym, co będzie. Wieczór to moja ulubiona pora dnia. Po zmroku
zapalam relaksujące zapachowe świece, układam się wygodnie na kanapie i odbywam
podróż do głębi mojego umysłu wydobywając na powierzchnię wszystkie skrzętnie
skrywane podczas dnia obawy, lęki i pragnienia. Układam upragnione scenariusze
własnego życia. Analizuję podjęte kiedyś decyzje i zastanawiam się w jak dużym
stopniu zaważyły one na tym, że jestem teraz w takim, a nie innym punkcie mojego
życia. Dużo czasu zajmuje mi odpowiedź na pytanie- „co by było, gdyby…” Oczywiście
odpowiedzi nigdy nie udaje mi się poznać, ale całkiem zabawne bywa wyobrażanie
sobie siebie, jako głównego bohatera możliwych scenariuszy własnego życia…Myślę
o ludziach.
O tych, którzy kiedyś byli mi bliscy, bez których nie wyobrażałam
sobie życie, a dziś nie znam nawet ich numeru telefonu.
O miłościach, które
miały być na zawsze, a dziś nie pozostały po nich nawet zgliszcza. O sobie
myślę, o tym jak postępuję i czy to postępowanie jest słuszne. O tym co
powinnam zmienić w sobie, w swoim zachowaniu, czasami też w wyglądzie ;) A
kiedy summa summarum moje myśli zaczynają krążyć wokół lęków i obaw o to, co może
przynieść przyszłość i o to ile jeszcze razy będę zmuszona wylać ocean łez, to
świadomie przerywam wieczorny rekonesans zakamarków mojego umysłu.
Mimo wszystko lubię ten
czas po zmierzchu, który spędzam sama ze sobą, a najbardziej lubię to, że nie
muszę mieć wyrzutów sumienia, że marnuję czas na „głupoty”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz