Kiedy
byłam nastolatką myślałam, że najważniejsze jest to, żeby mężczyzna z którym
mam się związać po prostu mi się podobał. Uważałam, że chemia między nami
załatwi sprawę, że jest podstawą, a skoro w ogóle między kobietą, a mężczyzną jest
namiętność, to wszystko inne się ułoży. Byłam naiwna i święcie przekonana o
swoich racjach. Mama zawsze mi powtarzała, że w związku chodzi o coś więcej. Żeby
dwoje ludzi, decydujących się na bycie razem, było ze sobą szczęśliwych i żeby ich
związek trwał całe lata, muszą mieć wspólne zainteresowania, podobne poglądy i
co najważniejsze muszą umieć i chcieć ze sobą rozmawiać. Śmiałam się, kiedy to
mówiła. Uważałam, że jestem najmądrzejsza na świecie i wiem lepiej. Dopiero
teraz widzę, jak bardzo się myliłam. Dlaczego dopiero teraz? Nie wiem…może dlatego,
że dojrzałam, a może nauczyły mnie tego życiowe doświadczenia. Niezależnie od
powodu, który zmienił mój światopogląd dziś wiem już na pewno, że szczęśliwy
związek to taki, w którym ludzi łączy nie tylko miłość, ale też przyjaźń.
Zwyczajnie muszą się kochać i lubić jednocześnie. Nie umniejsza to wcale roli
seksu w związku. Seks jest bardzo ważny i nic tego nie zmieni, ani nie zastąpi.
Seks zbliża ludzi, sprawia, że stają się jednością, czują, że należą do siebie.
Ale nawet najlepszy seks nie trwa wiecznie i nie da się żyć wspólnie opierając
tylko na nim. Pierwsza fascynacja kiedyś mija, namiętność przygasa, a początkowe
pożądanie przeradza się w prawdziwą miłość – uczucie głębokie i szczere. Jednak
żeby ten proces mógł nastąpić muszą istnieć ku temu podstawy. Tak wiele
związków się rozpada właśnie dlatego, że w pewnym momencie przychodzi taki
dzień, kiedy zmienia wszystko. Jest to dzień, kiedy bardziej od seksu
potrzebujemy rozmowy, wsparcia i poczucia, że nie jesteśmy sami. Ten moment
może nastąpić, kiedy przeżywamy trudne chwile, gdy w naszym życiu wydarzy się
coś, z czym nie umiemy sobie sami poradzić i potrzebujemy wsparcia, albo
zwyczajnie między zupą a drugim daniem zaczynamy konwersację na jakikolwiek
temat i uświadamiamy sobie, że nasz partner nie ma zbyt wiele do powiedzenia,
że jego wiedza i poglądy są na bardzo niskim poziomie, albo zupełnie odbiegają
od naszych i obiadowa rozmowa, która miała upłynąć pod znakiem słodkiej
pogawędki kończy się wielką awanturą. Otwieramy oczy i dochodzi do nas, że z
tym człowiekiem nie czeka nas żadna przyszłość. Zaczyna powstawać mur, który w
pewnym momencie jest tak wysoki, że nie da się go już przeskoczyć…Ciekawe ilu
rozstań można by było uniknąć, gdyby ludzi nie zaślepiała namiętność…i nie
rozpoczynaliby czegoś, co już na starcie jest skazane na porażkę…
Nasz
życiowy partner musi być jednocześnie naszym przyjacielem. Musi roztaczać wokół
siebie aurę zaufania. Musimy wiedzieć i czuć, że zawsze możemy zwrócić się do
niego z problemem, a on nas wysłucha i doradzi, jeśli będzie potrafił…że nigdy
nie będzie nas osądzał. To wspaniałe uczucie, kiedy możemy przyjść do ukochanej
osoby, przytulić się do niej i zacząć płakać i niepytani o nic poczujemy nagle
mocny uścisk ramion – nieme „jestem z tobą, wszystko będzie dobrze”. To jest
wspaniałe…ale chyba jeszcze wspanialsze jest to, że z jednej strony możemy
dzielić z tą osobą trudne chwile, a z drugiej strony możemy się z nią śmiać,
droczyć się i żartować…i to właśnie jest miłość, coś co bez dwóch zdań rozkłada
namiętność na łopatki, co sprawia, że patrząc w oczy naszego partnera widzimy w
nich coś jeszcze, coś więcej…coś co staje się naszą bronią na codzienność…