Swego czasu największym marzeniem mojego życia było
posiadanie własnego samochodu. Takiego tylko i wyłącznie mojego, którym będę
jeździć tylko ja i tylko ja będę decydować o wszystkim, co go dotyczy. Chciałam
sama sprawdzać poziom oleju, brać odpowiedzialność za ilość paliwa w baku i
eksperymentować z zapachami do samochodu wybierając ostatecznie ten najbardziej
obłędny. Marzyłam o tym każdego dnia…i w końcu moje marzenie się spełniło.
Radości nie było końca. Nie było też końca obietnicom, że to będzie najbardziej
zadbany, najczystszy i najładniej pachnący samochód na świecie. Zrobiłam
ogromne zakupy- nabłyszczasz do karoserii, specjalne ściereczki nie rysujące
lakieru, płyny do mycia szyb, do czyszczenia tapicerki, płyn do felg, spray do
kokpitu, olejki zapachowe i wiele innych rzeczy, które wydawały mi się wtedy
niezbędne. Pamiętam to ogromne szczęście, kiedy polerowałam karoserię specjalną
pastą z efektem lustrzanego odbicia i tą wielką radość, kiedy mogłam się
przeglądać w karoserii jak w lustrze. W akcie szaleństwa wyszorowałam też felgi
używając szczoteczki do zębów żeby usunąć bród z zakamarków. Wnętrze dokładnie
odkurzyłam, nie został nawet jeden malutki pyłek, kokpit świecił się jak psu
j…..po prostu się błyszczał i ten obłędny zapach. Samochód, choć używany
wyglądał jakby dopiero co zszedł z taśmy produkcyjnej. Byłam podekscytowana i
szczęśliwa. Po pewnym czasie mój zapał ostygł. Okazało się, że uszczelki
czasami parcieją, żarówki się przepalają i ta kupa żelastwa pod maską lubi
wydawać podejrzane dźwięki. Nie mogłam już się przeglądać w karoserii, bo
pokrył ją kurz, felgi też zrobiły się jakieś poszarzałe, na tapicerce na dobre
zagościła plama po rozlanej coca-coli, a obłędny zapach gdzieś wyparował…
Zrozumiałam, że pewne czynności trzeba powtarzać cyklicznie, żeby utrzymać auto
w idealnym stanie. I powtarzałam je…z coraz mniejszym zapałem i coraz rzadziej…
Podobnie jest z miłością…
Kiedy jesteśmy samotni skrycie marzymy o posiadaniu
partnera. Wyobrażamy sobie kolacje przy świecach, szalone noce, rozmowy aż po
blady świt, śniadania do łóżka obowiązkowo udekorowane wazonikiem ze świeżą
różą. Wspólne oglądanie wschodów
i zachodów słońca i w ogóle spędzanie ze sobą
czasu na tysiąc sposobów –idylla. Obserwując
związki naszych przyjaciół/znajomych jesteśmy przekonani, że w naszym związku
nie popełnialibyśmy tych samych błędów co oni, że bylibyśmy wyrozumiali, umieli
rozwiązywać problemy, że nasz związek byłby wzorem godnym naśladowania…i w
pewnym momencie pojawia się ktoś, kto sprawia, że serce bije nam mocniej,
zakochujemy się i faktycznie związek, który rozpoczęliśmy jest idealny…przez
pierwszych kilka miesięcy J Kiedy mija fala szoku i miłosnego otępienia, bajka
zaczyna ustępować codziennej rzeczywistości. Okazuje się, że po ciężkim dniu
nie zawsze mamy ochotę na rozpalanie świec, sen jest nam czasami bardziej
potrzebny niż seks,
a grzanką z dżemem popitą sokiem pomarańczowym
niekoniecznie można się najeść. O dziwo zaczynamy zachowywać się dokładnie przeciwnie
niż obiecywaliśmy sobie w myślach. Wyrozumiałość – to słowo znika z naszego
słownika. Zaczynamy zauważać w naszych partnerach coś, co wcześniej było
niezauważalne –wady. Czepiamy się szczegółów. Rozmowy coraz częściej zastępuje
krzyk. Rozrzucone skarpetki, czy nieopuszczona deska klozetowa przestają być
tematem żartów i anegdot, a stają się poważną przeszkodą harmonijnego,
spokojnego życia. Z biegiem czasu tracimy zapał, jaki mieliśmy na początku. Nie
oznacza to wcale, że mniej kochamy. Po prostu marzenia w konfrontacji z
rzeczywistością ulegają weryfikacji. A może chodzi o to, że jesteśmy tylko
ludźmi i już tak jesteśmy skonstruowani, że idealizujemy wszystko to, co tkwi w
świecie naszych marzeń i pragnień. Gdy czegoś bardzo chcemy, ale tego nie mamy
jesteśmy w stanie obiecać wszystko, żeby tylko to dostać. Kiedy już to mamy nie
musimy się tak bardzo starać i nie chodzi wcale o to, że jesteśmy niewdzięczni,
albo nie umiemy czegoś docenić. Owszem doceniamy
i jesteśmy szczęśliwi, że to
mamy. Po prostu marzenie, które się spełniło, ustępuje miejsca posiadaniu
kolejnych, niezrealizowanych jeszcze, marzeń…bo przecież to żadna tragedia mieć
marzenia. Tragedią jest ich brak.