Czas
Bożego Narodzenia właśnie dobiegł końca. Przejedzone brzuchy powoli wracają no
swojego pierwotnego stanu, emocje już opadły, a widok ozdobionej choinki wciąż
przywołuje wspomnienia ostatnich dni. Jest to idealny moment żeby oddać się
refleksji i dobry pretekst, żeby wprowadzić w życie nowe postanowienia i zmiany.
Wbrew pozorom w Święta wcale nie chodzi o suto zastawiony stół, efektowne
prezenty, czy piękne dekoracje, ale o relacje międzyludzkie…o to z kim ten czas
spędzamy, o kim pamiętamy, o to, czy potrafimy i chcemy znaleźć czas dla tych, dla
których mamy go stanowczo za mało w ciągu roku pochłonięci codziennymi obowiązkami.
Jest to czas, który uświadamia nam, ile znaczymy dla naszych bliskich i jaką
rzeczywiście rolę pełnimy w ich życiu. Mówi też dużo o nas i naszych uczuciach.
I to właśnie dlatego Boże Narodzenie nazywamy czasem magicznym. W ten jeden wieczór
w roku jakaś niewytłumaczalna magia sprawia, że członkowie danej rodziny
zbierają się w tym samym miejscu, w tym samym czasie i cieszą się swoją
obecnością, zapominając na te kilka chwil o problemach i sporach i na te kilka
godzin stają się lepszymi ludźmi. Święta
to też dobry czas na uświadomienie sobie prawd, przed którymi uciekamy, które w
ferworze codziennych zajęć odkładamy na później, które tłumimy. Prawd, które chodź
często oczywiste, niedopuszczane są przez naszą podświadomość z obawy, z lęku,
ze strachu. Jeśli nasze dzieci nie znajdą czasu, żeby być z nami w Święta, bo
ważniejszy jest wyjazd na narty, albo cokolwiek innego, to znaczy, że mało dla
nich znaczymy. Jeśli nasza „druga połówka” przez trzy świąteczne dni znajduje
preteksty, żeby się z nami nie spotkać, to jest to chyba najlepsza odpowiedz na
wszystkie nasze wewnętrzne pytania o miłość, o to, kim tak naprawdę jesteśmy w życiu drugiej osoby i ile dla niej znaczymy. Właśnie
dlatego uważam, że Święta to taki podstępny, dwuznaczny czas. Z jednej strony
czas miłości i dobra, którymi obdarowujemy bliskich, dając im radość, a z
drugiej strony to czas prób i uświadamiania sobie, często bardzo bolesnych
prawd. Jest to idealny moment żeby odpowiedzieć sobie szczerze na kilka pytań -
Jakie były te Święta? Czy spędziliśmy je dokładnie tak, jak chcieliśmy? Czy
mamy poczucie dobrze spędzonego czasu? Czy przy Świątecznym stole byli wszyscy Ci,
którzy według nas powinni się tam znaleźć, a może o kimś zapomnieliśmy? Czy jesteśmy
zadowoleni, a nasze serca wypełnia spokój i radość? A może jest zupełnie
odwrotnie…może czujemy niedosyt i mamy poczucie, że to jak spędziliśmy te
Święta znacznie odbiegało od naszych pragnień, wyobrażeń i oczekiwań…i może
właśnie obiecujemy sobie, że to były ostatnie takie Święta, że następne będą
zupełnie inne, lepsze, takie, jakie powinny być…
Ja
odczuwam niedosyt. Mimo tego, że w tym roku nie brakowało mi atrakcji, powodów
do uśmiechu i spotkań z bardzo życzliwymi ludźmi, to wszystko było nie takie
jak być powinno…nie takie, jakie chciałabym żeby było. Będąc w jednym miejscu,
chciałam być w innym. Spędzając czas z danymi osobami, mimo, że był to dobry
czas, żałowałam, że nie ma tu jednocześnie tych, którzy dopełniliby swoją
obecnością to miejsce i wypełnili nowymi nadziejami moje serce... Z jednej
strony się uśmiechałam – szczerze i prawdziwie, ale z drugiej, gdzieś w
podświadomości towarzyszyła mi tęsknota za tymi, których nie zobaczę w te
Święta, za tymi, którzy z różnych powodów nie czują potrzeby spędzenia tego
czasu ze mną. Żałowałam, że ludzie zapominają o tym, co tak naprawdę się liczy
w życiu i nawet magia Świąt nie jest w stanie sprawić, że kierowani sercem,
podejmą dobre decyzje, że zapomną o dumie, uprzedzeniach, że chociaż na ten krótki
czas będą w stanie spuścić z tonu i zwyczajnie być normalnymi…i, że ja też tego
nie potrafiłam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz